Ambasador: Ann Goovaerts-Napiecek

Imię i nazwisko: Ann Goovaerts-Napiecek

 

Powiedz nam coś o sobie: czym zajmujesz się zawodowo, jakie masz pasje?

Jeżeli mam powiedzieć o sobie, to tu dość istotny jest fakt, że jestem Belgijką. Przeprowadziłam się do Polski blisko 30 lat temu – za miłością, jak to się mówi. Moja pasja to glina: prowadzę pracownię ceramiczną Artiszok na ulicy Kościelnej w Lesznie, gdzie dzielę się swoim zamiłowaniem do gliny. Bardzo lubię czytać, przestawiłam się na czytanie w języku polskim, bo nie masz wyjścia, jeżeli chcesz nauczyć się dobrze mówić i poznać język potoczny, a zwłaszcza te wszystkie końcówki przymiotników! Lubię także odkrywać nowe ciekawe miejsca. Jestem czekoladożercą, jak na prawdziwą Belgijkę przystało – praktykuję także tutaj! Angażuję się również w proces rewitalizacji Leszna.

Już wiemy, że jesteś związana z Lesznem od 30 lat, a powodem przyjazdu była miłość. Czy to była łatwa decyzja?

Tak, nie miałam z tym problemu. Mój mąż jest rodowitym Leszczynianinem. Przez pierwsze lata naszej znajomości podróżowaliśmy, to był świetny czas – spotykaliśmy się w połowie drogi - na przykład raz w Berlinie, raz w Pradze, ale po kilku latach trzeba było się zdecydować i postanowiliśmy, że Polska będzie naszym miejscem do życia.

Co oznacza dla Ciebie hasło „Leszno. Jestem tu”?

Dla mnie jest to hasło, które wyraża współzależność z miastem. Uważam, że my wszyscy jako mieszkańcy jesteśmy częścią historii naszego miasta, tworzymy jego codzienność i kształtujemy jego przyszłość. Dlatego uważam, że więź z miastem jest bardzo ważna. Jest to dla mnie obustronna relacja.

Proszę rozwiń „Jestem tu, bo...” albo „Jestem tu, i...” albo „Jestem tu (jaka)”.

Jestem tu, bo lubię to miasto! Bo tu mam swoją rodzinę, przyjaciół, bo tu wszystko jest blisko, bo tu czas płynie inaczej. Jestem tu i czuję się częścią wspólnoty. Ja na przykład bardzo lubię to, że gdy rano idę do piekarni, pani Małgosia już mi pakuje drożdżówkę z czarną porzeczką, zanim zdążę coś powiedzieć! Po drodze pogaduchy z Asią z herbaciarni, trochę dalej Dawid pomacha zza szyby... - Miasto to ludzie.

Jestem tu przez dziadka Wiktora, bo on kupił tu piekarnię w 1936 roku, my jesteśmy trzecią generacją w tym samym budynku – to już jest coś! (Czy czwarte pokolenie też się zdecyduje, tego jeszcze nie wiadomo.)

Jakie są Twoje ulubione miejsca w Lesznie (…. oprócz piekarni z drożdżówką)?

Bardzo lubię nasz ratusz i widok z wieży ratuszowej; Park Kościuszki, gdy kwitną krokusy; zielone drzwi przy ul. Leszczyńskich. Mam bardzo duży sentyment do ulicy Wąskiej. To miejsca, które wywołują uśmiech na mojej twarzy i sprawiają, że po prostu Leszno to Leszno. Tych miejsc jest bardzo dużo, ale ja koncentruję się na obszarze Starego Miasta: tu ciekawa klamka, tam wyjątkowe drzwi – człowiek za każdym razem zerka i się uśmiecha. Lubię też śmiech panów z ulicy Kościelnej, którzy spotykają się na poranną kawę w pobliskiej kawiarni.

Jakie wydarzenia czy inicjatywy realizowane w Lesznie poleciłabyś osobie spoza Leszna?

Tu raczej nie będę oryginalna, bo jest tego dużo i wszyscy wiemy, że mamy Antidotum Airshow, jest Leszczyński Uliczny Festiwal Artystyczny LUFA, są Rynki Śniadaniowe, mamy Rynki Staroci, są wykłady w Muzeum, są kameralne koncerty w małych knajpkach na Rynku. Uważam, że wbrew pozorom bardzo dużo się tu dzieje.

Oto dowód, że właśnie wypowiedziała się prawdziwa ambasadorka Leszna: nie mogła przestać wyliczać! Proszę powiedz, co sprawia, że Leszno jest dla Ciebie wyjątkowym miejscem do życia?

Tempo życia jest tu bardzo fajne, naprawdę mi to odpowiada. Gdybym jednak miała patrzeć szerzej, to uważam, że wyjątkowość miasta Leszna polega na jego lokalizacji. Jest pomiędzy dwoma dużymi miastami. Uważam, że możemy mieć tu spokojne, komfortowe życie w kameralnym mieście, a jeżeli chcemy czegoś więcej, to mamy żabi skok albo do Poznania, albo do Wrocławia. Zawsze powtarzam, że to jest bardzo mocna strona Leszna i powinniśmy właśnie dzięki temu przyciągać ludzi: jest spokojniej, jest trochę taniej - bo jest to mniejsza miejscowość – jeżeli ktoś dojeżdżałby do pracy, to godzinka samochodem czy pociągiem to żaden wysiłek. Ten atut musimy bardziej wykorzystać.

Jakie zmiany zauważyłaś w Lesznie na przestrzeni ostatnich lat?

Będę znowu mówić głównie o obszarze rewitalizacji: oczywiście rewitalizacja to dużo więcej niż tylko remont, ale remonty są zauważalne szybciej niż zmiany społeczne. Można wymienić nasz Ratusz, który przepięknie teraz wygląda; mamy nową bibliotekę; widać, że coraz więcej kamienic odzyskuje swój blask. Oczywiście widzę też wyzwania, na przykład w postaci pustych witryn, ale według mnie jest to jednak problem, z którym boryka się większość miast. Takie są obecnie czasy. Będziemy próbowali to zmieniać.

Skoro mowa o planach, to proszę powiedz, co chciałabyś zobaczyć w Lesznie w przyszłości?

Chciałabym, żeby ulice były wypełnione znowu przyjemnym gwarem. Chciałabym, żeby Stare Miasto stało się modnym miejscem do zamieszkania i spędzania czasu. Przydałoby się więcej zieleni na ulicy, żeby spacerowanie było przyjemniejsze. Uważam też, że trzeba coś zrobić, by przyciągać więcej turystów, zwłaszcza że Leszno ma bardzo bogatą historię, bo mamy co pokazać, ale być może nie umiemy tego odpowiednio sprzedać.

Jakie cechy Leszczyniaków są dla Ciebie najbardziej charakterystyczne?

Uważam, że są serdeczni, gościnni i otwarci. Przydałoby im się trochę więcej wiary w to, że można coś zmienić. Mam też wrażenie, że trochę żyją przeszłością. Uważam, że lepiej jest patrzeć do przodu i myśleć o tym, jak coś ma wyglądać w przyszłości, a tu ludzie lubią wracać do tego, co było kiedyś, 20-30 lat temu. Mam szczególnie na myśli właśnie obszar rewitalizacji.

Czy chciałabyś się podzielić ciekawostką lub anegdotą związaną z Lesznem?

Raz zdarzyła mi się fajna historia: spotkałam w Lesznie Belgów, którzy byli na wakacjach, i spontanicznie spędziłam z nimi pół dnia w Lesznie. Pokazałam im wszystkie ciekawe miejsca. Byli zachwyceni! Co do ciekawych historii: mamy ich dużo na każdym kroku, choćby ostatnie odkrycie fresków w dawnej łazience w Pałacu Sułkowskich. To naprawdę coś wyjątkowego, ale my Leszczynianie tak tego nie postrzegamy, a powinniśmy się tym chwalić!

 

Anegdotą dysponuje także przeprowadzająca ten wywiad: co najmniej 10 lat temu do wydziału Promocji i Rozwoju Urzędu Miasta Leszna weszła pewna Belgijka, doskonale mówiąca po polsku, poszukująca informacji w sprawie zagospodarowania dawnej piekarni po rodzinie męża. Wielka radość po naszej stronie, że cudzoziemcy przyjeżdżają do Leszna, aby tu zamieszkać! Wygląda na to, że przyjazd Ann wyszedł Lesznu wyłącznie na dobre.