Nagrodą radość rodziców

Dodano 2019-10-30 08:10:40 Dla strażników miejskich Rafała Pędziwiatra i Jakuba Klimpela służba w sobotę, 19 października była jedną z najtrudniejszych. To dzięki nim nie doszło do tragedii, a trzynastoletnia dziewczynka żyje. Młyny to miejsce, które często „odwiedza” młodzież.

Takich sytuacji jest po kilka w tygodniu - mówi Mirosław Ratajczak, właściciel popularnego ośrodka rozrywkowego Stara Gazownia, która sąsiaduje z Młynami.
Często z budynku Młynów na teren lokalu lecą różnego rodzaju przedmioty, a rzucają je przeważnie młodzi ludzie. Zazwyczaj dochodzi do wymiany zdań między młodzieżą a właścicielem Starej Gazowni, ale w sobotę, 19 października z tej drugiej strony nie padło ani jedno słowo.
W pewnej chwili syn M. Ratajczaka zauważył postać siedzącą na skraju dachu Młynów. Natychmiast zadzwonił do Straży Miejskiej. Na wezwanie przyjechali Rafał Pędziwiatr i Jakub Klimpel.
- Najważniejsze było jak najszybciej znaleźć się na górze i pomóc - mówi Jakub Klimpel. W Straży pracuje zaledwie od czerwca, więc dokładnie stosował się do poleceń starszego kolegi Rafała Pędziwiatra, który służy już od 29 lat, ale po raz pierwszy mierzył się z tak dramatyczną sytuacją.
Podejrzenie było jasne - ktoś chce się targnąć na swoje życie.
- Kiedy dostaliśmy się na ostatnią kondygnację, powiedziałem koledze, że jeśli dam mu sygnał, wtedy będzie mógł telefonować po inne służby - opowiada R. Pędziwiatr.
Na dachu siedziała nastolatka. R. Pędziwiatr spokojnie zapytał czy może do niej podejść, kiedy się zgodziła zapytał, czy mogą porozmawiać. Powiedziała, że tak.
- Zdawałem sobie sprawę, że gdyby nie chciała kontaktu, mogło być różnie.
Pomogło jego doświadczenie.
- Mam za sobą służbę wojskową i stykałem się z różnymi charakterami, podobnie jak w Straży Miejskiej. Podczas szkoleń ćwiczyłem negocjacje i myślę, że to wszystko mi pomogło. Tamtej soboty wiedziałem, że muszę zachować spokój, że nie mogę gwałtownie reagować, komentować, narzucać się i dopytywać.
Trzynastoletnia dziewczynka była roztrzęsiona.
- Kiedy pozwoliła usiąść obok siebie, pomyślałem, że jest duża szansa na jej uratowanie. Pomyślałem o własnym dziecku i o tym, co mogli przeżywać rodzice tej dziewczynki.
Funkcjonariusze sprowadzili dziewczynkę na dół.
- Muszę pochwalić młodszego kolegę, sprostał sytuacji i zrobił bardzo dobrą rzecz, obserwował, był czujny, nie wtrącał się do rozmowy - R. Pędziwiatr mówi o koledze z patrolu.
Funkcjonariuszom gratulacje złożył prezydent Łukasz Borowiak.
- Miło że zostaliśmy docenieni, ale największą radość sprawiła mi rozmowa z mamą dziewczynki i jej radość, kiedy usłyszała w słuchawce telefonu, że jej córce nic się nie stało - przyznaje R. Pędziwiatr. Dziękuje Mirosławowi Ratajczakowi i jego synowi za ich postawę.
- Zareagowali bardzo dobrze i wskazali nam najkrótszą drogę, którą mogliśmy dostać się na dach.
- To było naturalna reakcja, nie żadne bohaterstwo. Szczęście, że nic nikomu się nie stało - uważa M. Ratajczak.

Podczas czwartkowej sesji Rady Miejskiej, radna Stefania Ratajczak zapytała, jak to jest możliwe, że osoby postronne mogą wejść na teren byłych młynów. Czy właściciel terenu poniesie konsekwencje za brak zabezpieczeń terenu co o mało nie doprowadziło do tragedii?
Prezydent Łukasz Borowiak wyjaśniał, że współpraca z właścicielem tej nieruchomości nie układa się dobrze, wyjaśniał ze prowadzona jest obszerna korespondencja, w której różne służby miejskie wzywają właściciela do odpowiedniego zabezpieczenia tego terenu. Prezydent wymieniał, że o sprawie wie: policja, prokuratura oraz nadzór budowlany, niestety właściciel nieruchomości w dalszym ciagu nie podejmuje żadnych działań.

Autor: jrs